Dzisiaj absolutna klasyka w ramach próby generalnej przed tłustym czwartkiem. Faworki mają w sobie trochę tradycyjnego czaru. Nie jest to przecież tiramisu albo piętrowy tort, ale zawsze cieszą się dużym powodzeniem. Przygotowywaliśmy je trochę zespołowo (walenie w ciasto wałkiem, albo innym tępym narzędziem, o czym więcej poniżej, przypadło w zaszczycie mojemu mężowi) i chyba skutecznie odczarowaliśmy ten przepis. Koniec końców faworki to przysmak całkiem sympatyczny do przygotowania i każdy mógł się przy nim wykazać. Polecam!
Składniki:
500 g mąki pszennej
5 żółtek
szczypta soli
łyżka spirytusu
3/4 - 1 szklanka gęstej kwaśnej śmietany 18%
tłuszcz do głębokiego smażenia (ja użyłam oleju rzepakowego)
cukier puder do posypania
Mąkę, żółtka, szczyptę soli, spirytus i śmietanę łączymy i zagniatamy ciasto ( jest to dość trudne i może trochę potrwać). W miarę potrzemy możemy dodać więcej śmietany. Kiedy ciasto utworzy kulę, wyjmujemy wałek i zaczynamy je okładać ile sił w rękach, co najmniej 10 minut. Po wybiciu ciasto odkładamy na 30 minut. Bicie ciasta powoduje, że wtłaczamy do niego pęcherzyki powietrza, dzięki którym faworki pięknie się uformują we wrzącym tłuszczu ( innymi słowy zrobią się nam piękne bąble na chruście).
Po tym czasie ciasto bardzo cienko wałkujemy, kroimy na prostokąty o szerokości 3 cm i długości ok. 10 cm. W środku każdego paska robimy nacięcie, przez które przekładamy jeden koniec ciasta. Faworki wrzucamy na mocno rozgrzany tłuszcz i smażymy chwilkę, tylko do zrumienienia. Wyjmujemy na ręcznik papierowy i posypujemy cukrem pudrem.
Smacznego :-)